Przedstawienie:

Spaghetti i miecz

Autor: Tadeusz Różewicz przedstawienia tego autora >

Reżyser: Kazimierz Kutz przedstawienia tego reżysera >

Scenografia: Jerzy Kalina przedstawienia tego scenografa >

Obsada:

Pan I: Jerzy Nowak przedstawienia >

Pan III: Jerzy Święch przedstawienia >

Chłopiec: Rafał Jędrzejczyk przedstawienia >

Bufetowa: Agnieszka Mandat przedstawienia >

Marinella: Ewa Kaim przedstawienia >

Raganella: Elżbieta Karkoszka przedstawienia >

Partyzant IV: Rajmund Jarosz przedstawienia >

Garofano: Artur Dziurman przedstawienia >

Cudzoziemiec: Aleksander Fabisiak przedstawienia >

Pan II: Andrzej Hudziak przedstawienia >

Przewodnik: Bolesław Brzozowski przedstawienia >

Kombatant: Zbigniew Kosowski przedstawienia >

Dziewczyna: Ewa Kolasińska przedstawienia >

Kobieta: Maria Zającówna-Radwan przedstawienia >

Partyzant II: Jan Güntner przedstawienia >

Wanda: Anna Dymna przedstawienia >

Pułkownik: Tadeusz Huk przedstawienia >

Strażak: Leszek Piskorz przedstawienia >

Partyzant VI: Ryszard Ostromęcki przedstawienia >

Partyzant III: Julian Jabczyński przedstawienia >

Partyzant I: Kazimierz Borowiec przedstawienia >

Partyzant V: Mirosław Obłoński przedstawienia >

* rola dublowana

Opis:

   Spaghetti i miecz Tadeusza Różewicza – jego zapomniana sztuka- to jeszcze jedno rozliczenie z pokoleniem wojny, ale trudno doszukać się w nim nut patetycznych. Kazimierzowi Kutzowi w to graj – tworzy na scenie Starego Teatru nieokiełznany kabaret, nie unika nawet farsowych chwytów. A jednak śmiech w tym przedstawieniu ma moc oczyszczenia.

/…/ Spaghetti i miecz z trudem znosi próbę sceny, a sam autor nie ułatwia reżyserowi zadania. Rzecz wyraźnie rozpada się na dwie, z pozoru nie połączone ze sobą części, i nie ma w niej tradycyjnie opowiadanej fabuły. Brakuje też jednego bohatera, bowiem Różewicz zamiast niego wprowadza grupę dawnych żołnierzy i partyzantów. Żaden nie jest ważniejszy od innych.
        Kłopoty sprawia wreszcie tonacja całości. Postaci wciąż posługują się wojskowym żargonem, dawni dowódcy schrypniętym głosem wydają rozkazy, ale na miejscu barykad od dawna stoi bufet, nie ma już śladu po okopach. Pozostały tylko bitewne wspomnienia i tląca się w ludziach patriotyczna świadomość – przeświadczenie, że kiedyś pełniło się ważną misję. Teraz to wszystko brzmi jak uporczywe przywołanie duchów przeszłości i tonie w śmieszności. Wielkie czyny wyglądają dziś groteskowo, tak jak dawni bohaterowie.
         Kutz nikogo nie oszczędza. Odważnie pokazuje wykoślawiony świat, wypełniony przez ludzi, którym wojna odebrała wszystko. A jednak tacy bohaterowie – mali i groteskowi – budzą wzruszenie. Pokazują, że możliwy jest patriotyzm w świecie, w którym i przywiązanie do historii wydają się nikomu nie potrzebne. Spektakl Kutza – a przynajmniej jego pierwsza kabaretowa część – staje się z woli reżysera apoteozą i obroną bohaterów Różewicza. Artysta ironizując, nie ukrywa dla nich współczucia, staje po ich stronie. W naszym śmiechu nie ma szyderstwa. /…/
         Cały czas mam wrażenie, że siła teatru Kutza tkwi w temperaturze emocji. Kutz nie opowiada swych historii jak beznamiętny obserwator, z zewnątrz patrzący na swych bohaterów. /…/
Jacek Wakar, Kabaret patriotyczny, Życie 2000, nr 267.
 
 
 
 /…/ Kutz, wystawiając dziś komedię Różewicza, wskazuje na osobliwy fenomen, który można określić jako rozmnażanie się kombatanctwa. Można odnieść wrażenie, że z roku na rok przybywa, na przykład, legionistów, choć powinno ich raczej ubywać. Nie brakuje też powstańców warszawskich, a to przecież wszystko pestka w porównaniu z tabunami kombatantów Sierpnia. I rzecz jasna, ani Kutzowi, ani mnie nie chodzi o wyśmiewanie doniosłości faktów historycznych, ludzkiego zaangażowania, bohaterstwa i zasług. Śmieszne jest to, co się wokół historycznie pamięci odprawia, ta groteskowa msza, podszyta skrajnym kabotyństwem.
          Myślałem, że w miasteczku tak zatęchle cnotliwym jak Krakow wybryk Kutza wzbudzi jakieś sprzeciwy. Ale nie, lokalni recenzenci powybrzydzali, natomiast spektakl, który oglądałem przy nabitej Sali zakończył się stojącą owacją. I słusznie, bo Kutz i aktorzy na to zasłużyli; to naprawdę świetnie wykonane i nieprzytomnie śmieszne przedstawienie, zarówno w części pierwszej, „akademijno-kabaretowej”, gdzie wysiłkiem zespołu udało się stworzyć coś w rodzaju zbiorowej kombatanckiej mumii, jak i w drugiej, kameralnej, gdzie do łez (śmiech) doprowadzają Dymna, Kaim, Karkoszka, Huk oraz Dziurman na wrotkach. Zaś co do rosołu ze skowronków, to niczego nie będę wyjaśniał obejrzyjcie przedstawienie albo przynajmniej przeczytajcie sztukę.
Janusz Majcherek, Rosół ze skowronków, Teatr 2000, nr12.
 
 
 /…/ Wydobywając Spaghetti i miecz z niepamięci Kazimierz Kutz sięgnął po instrumentarium rzadko używane w naszym pięknoduchowskim teatrze: po forsowną, ciężką burleskę graniczącą ze slapstickiem. Nie miał oporów przed skarykaturyzowaniem do cna wbitych w stare mundury , zdziecinniałych dziadków-kombatantów plączących czyny, miejsca i osoby, acz z niezmiennym zapałem pozujących do albumu historii. Jerzy Kalina zaprojektował ich syntetyczny matecznik ze zgrzebnymi stolikami na poczerniałych od brudu świetlicowych deskach, ale i z ustawionym centralnie bufetem, rozchylanym tryptykowo jak Ołtarz Mariacki. Quasi-sakralnego charakteru nabierała tu ceremonialna musztra złożonego en bloc z patetycznych póz pułkownika (Jerzy Nowak), tudzież jego podkomendnego (Jerzy Święch), któremu rozkazy więzły w starczym dyszkancie. Z dymów rytualnego ogniska partyzantów wysnuwał się polonezowy pochód widm przeszłości , żywych i umarłych.
/…/ Druga część spektaklu traktowała o pewnej Wandzie, którą los rzucił na włoską ziemię, ale jak nie chciała Niemca, tak teraz nie chce Włocha, wykłada wpatrzonym w nią Italczykom historię przewag dzielnego rodu, od Emilii Plater po akcję na mleczarnię, w której jako łączniczka Mewa brała udział/../, w końcu zaś topi się z tęsknoty w wodach Zatoki Neapolitańskiej. Prześmiewczą symbolikę zastąpiła czysta farsa z użyciem chwytów tak nieoczekiwanych, jak włoski żigolak (Artur Dziurman) na wrotkach, i tak dosadnych jak kąpielowy kostium opinający bujne kształty Anny Dymnej. Talenty clownowskie odkryła w sobie zawsze uważana za tragiczkę Elżbieta Karkoszka, zadzierzyście bijąca się o prymat w wygłupie z apoplektycznym wojakiem (Tadeusz Huk) gotowym wytaczać działa przeciw barbarzyńskim gospodarzom warzącym ze świętych skowronków polskich - rosół.
        Czemu służy cała ta błazenada? /…/ Kutz zintensyfikował środki wyrazu, dostrajając je do współczesnej dynamiki, przydał, by tak rzec, ciała słownym gagom Różewicza, sprowadził drwinę na granicę dobrego smaku, może nawet tu i ówdzie tę granicę przekroczył.
/…./ W krakowskim spektaklu wszystko jest już tylko drwiną, złośliwą i celną – choć nie jadowitą! Jest wyostrzonym wizerunkiem mentalnych skrzywień pewnego pokolenia, portretowanym bez „zmiłuj” przez równolatka. Owszem: jednostronnym jak diabli – ale w swej wyrazistości cennym dla uzupełnienia owego archiwum absurdu, do którego mało komu chce się dziś zaglądać./…/
Jacek Sieradzki,  Rosół na skowronkach, Polityka 2000, nr 48.
 
 
 

Animacje kostiumów

Narodowy Stary Teatr w Krakowie tel. 48 12 4228566, 48 12 4228020 wew. 134 fax 12 2927512 e-mail:muzeum@stary.pl
Copyright 2011