Przedstawienie:

Pokojówki

Autor: Jean Genet przedstawienia tego autora >

Reżyser: Konrad Swinarski przedstawienia tego reżysera >

Scenografia: Krystyna Zachwatowicz przedstawienia tego scenografa >

Obsada:

Claire: Anna Polony przedstawienia >

Pani: Ewa Lassek przedstawienia >

Solange: Mirosława Dubrawska przedstawienia >

* rola dublowana

Opis:

 

Krakowski triumf Pokojówek  (polska prapremiera sztuki odbywa się 20 lat po jej premierze paryskiej!) jest triumfem teatru Konrada Swinarskiego. Myślę, że obok Woyzecka i Nieboskiej jest to największe wydarzenie teatralne ostatnich dwu sezonów. Przedstawienie, w którym reżyser raz jeszcze sprawdził się jako wielki człowiek teatru, teatru o ogromnej skali możliwości, który nie cofa się przed przyznaniem pierwszeństwa tekstowi dramatycznemu. Przedstawienie tak kameralne, rozgrywające się w jednym tylko akcie, nie było szarżą na „chwyty”, jakie Genet sam chętnie podsuwa. Miało moc poematu, w ściszonej formie nie tracąc z oczu mocy zbrodni. Było w nim nienaganne wyczucie „ducha francuskiego” – odkrycie…klasycyzmu Geneta.
Claire umiera u Swinarskiego na białej kanapce w stylu Ludwika XV (jak chciał autor), umiera w czerwonej, długiej sukni Pani, nałożonej na swój codzienny mundur pokojówki. Jest w tej scenie i Genetowskie nakładanie się prawdy i fałszu, i motyw malarski podpatrzony u Ingresa, co w sumie tworzy ową niepowtarzalną aurę ciągłego teatru w teatrze.
W Balkonie Genet kazał swoim bohaterom, grającym „podwójne” role, role – odbicia, występować na koturnach: Swinarski każe Solange w jednej tylko scenie, kiedy wygłasza ona tyradę na temat własnej drogi skazańca, poruszać się na palcach. Solange gra rolę w teatrze swojej wyobraźni – tam koturny nie są potrzebne. Swinarskiemu jako reżyserowi spektaklu – także nie były potrzebne. Rozpętanemu złu i śmierci w tej sztuce nadano tak wyjątkową urodę pozorów, że pozostał już tylko czysty teatr, teatr, którego oddechem jest sztuczność. A przecież kusząca byłaby tu konwencja „groteski”, drugiego, trzeciego, czwartego „dna”. W tę zapadnię nie wpadł jednak reżyser – zagrał Geneta na jednej strunie – i wygrał. Zagrał Geneta jak Racine’a.
Gesty i ruchy aktorek w tym przedstawieniu przypominają teatr cieni, tak bardzo były nieważkie, dyskretne, nieprzekrzyczane. Wszystkie trzy role jednakowo dobre. A przecież każda z nich należała właściwie do innego teatru – Pani (Ewa Lassek) była pastiszem damy z okresu Restauracji, Claire (Anna Polony) romantycznego teatru uczuć nieokiełzanych. I wreszcie – Solange – Mirosławy Dubrawskiej. Twarz nieruchoma niby maska ze starogreckiego teatru – twarz napiętnowana nieuniknionym przeznaczeniem – tragedii i jej pozoru – jeszcze żywa – a już pogrążona w śmierci. I ta twarz – żywy symbol „martwego” teatru Geneta – na długo pozostaje w pamięci, podobnie jak ten spektakl, którym Swinarski otworzył raz jeszcze oczy nam wszystkim, udowodnił, że jego teatr nie przystaje do żadnych formułek.
 
E. Morawiec, Genet bez koturnów, Nowa Kultura 1960, nr 12.
 
Problem wyglądał tak: znaleźć jednolitą formułę teatralną i uczynić ją dwuznaczną. Do rozwiązania go przyczyniła się istotnie scenografia Krystyny Zachwatowicz. Białe wnętrze   buduaru, który zaprojektowała Zachwatowicz, wypełniły białe sprzęty, materie i sztuczne kwiaty. Wypełniły w dosłownym znaczeniu, scena stała się „zamieszkana”. Ale w tym wnętrzu dość konkretnym z szafą, toaletą, sekretarzykiem, pufami, wazonami, kanapką, tiulami, jedwabiami, puszystościami i czym tam jeszcze, znalazły się akcenty czysto umowne. Umowne było przede wszystkim tak konsekwentnie utrzymanie jednego koloru. Białołodygie i białolistne kwiaty oraz firanki upięte niby baldachim mówiły o sztuczności tego wnętrza. A o to przecież chodziło: o fałsz, o pozory, o tło dla ceremonii.
 
E. Wysińska, Konfrontacje. Teatr”Pokojówek”, Dialog 1967, nr 3.

Animacje kostiumów

Narodowy Stary Teatr w Krakowie tel. 48 12 4228566, 48 12 4228020 wew. 134 fax 12 2927512 e-mail:muzeum@stary.pl
Copyright 2011